Historie pacjentek

Agnieszka

Wierzę w nas – w kobiety - bo jesteśmy silne!

Nazywam się Agnieszka, mam 44 lata, a moja historia z rakiem rozpoczęła się 2,5 roku temu. Jestem osobą wesołą, staram się pomagać innym, a przez to zdarza się, że czasem zapominam o sobie. 3 lata temu zmarła na raka moja teściowa, która do końca swoich dni była uśmiechnięta i pełna życia. Obiecałam jej, że gdy odejdzie, zajmę się teściem i w pewnym momencie poczułam, że wzięłam na swoje barki za dużo.

Pewnego dnia teściowa przyśniła mi się, prosząc, abym się przebadała. Może to zabrzmi dziwnie, ale ja nadal czuję jej obecność w moim życiu. Okazało się wtedy, że pod palcami wyczułam w piersi mały guzek. Poszłam do ginekologa, który wypisał mi skierowanie do onkologa. Ten, po zbadaniu, uspokajał mnie, że guz jest mały i na razie nie mam się czym przejmować, zrobimy USG i wtedy podejmiemy decyzję, co dalej. USG miałam zaplanowane w marcu. Dzięki lekarzowi byłam spokojniejsza. 

Pod koniec lutego okazało się, że zaszłam w ciążę. Miałam już 5-letnią córkę, ale z mężem chcieliśmy mieć jeszcze jedno dziecko. Gdy w marcu zrobiłam USG, lekarz kazał mi się szybko skontaktować z moim onkologiem, gdyż nie podobał mu się guz na piersi. Gdy zjawiłam się u lekarza onkologa, sam powiedział, że jest zaskoczony wynikiem, ale zlecił biopsję. Byłam załamana – nałożyły się na siebie emocje związane z ciążą i rakiem piersi. Płakałam, ale czekałam cierpliwie. 

Wynik przyszedł szybko, okazało się że to HER2+ rak piersi. Napłynęły czarne myśli – co dalej, co z dzieckiem? Z tej wizyty pamiętam tylko tyle, że nic do mnie nie docierało, a łzy płynęły strumieniami. Lekarz umówił mnie na następny dzień, aby znów ze mną porozmawiać i poinformować mnie o tym, jakie będą następne kroki. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Pojawił się płacz, smutek, rozżalenie – wszystko na raz, ale miałam przy sobie męża, który trzymał mnie za rękę i wspierał jak tylko mógł, choć sam po kryjomu też to bardzo przeżywał. 

Lekarz wytłumaczył nam, że będziemy walczyć z rakiem, aby ratować życie moje i dziecka. Po zrobieniu dodatkowych badań, w 21. tygodniu ciąży usunięto mi pierś. Byłam szczęśliwa, ponieważ nie miałam przerzutów do węzłów chłonnych. Po operacji lekarz wstrzymał się z podaniem mi chemii, nie miałam też naświetleń. Czekaliśmy do końca ciąży. W październiku 2019 r. przez cesarskie cięcie przyszedł na świat nasz syn – waga urodzeniowa 4200. Nie mogłam go karmić, ale byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem, że jesteśmy razem. Po urodzeniu dziecka dostałam hormonoterapię, a 4 miesiące później przeprowadzono rekonstrukcję piersi. W grudniu przeszłam również zapobiegawczą operację usunięcia jajników i jajowodów. 

Wierzę w cuda, bo sama cudu doświadczyłam. Wierzę w nas, w kobiety, bo jesteśmy silne. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze, a każdy dzień jest tym dniem, na który trzeba czekać, by spełniły się marzenia. Chcę podziękować mojemu lekarzowi za to, że uratował życie mi i mojemu synowi. Dzięki niemu wiem, że wszystko można przezwyciężyć.

 

Organizatorzy
Partner merytoryczny