Rak wiele mi zabrał, ale też bardzo wiele mi dał
Joanna jest dziennikarką zdrowotną, dlatego temat raka piersi nie był jej zupełnie obcy. Tym bardziej, że na raka piersi chorowała jej mama. To właśnie dlatego chodziła regularnie na badania, z których wynikało, że wszystko jest OK. Ale coś nie dawało jej spokoju. Gdy trafiła do lekarza, okazało się, że to nowotwór, który być może już dał przerzuty.
Historia Joanny
Posłuchajcie
Mama chorowała, więc co pół roku chodziłam na USG piersi. Te badania mnie uspokajały. Mówiono mi, że jest dobrze i nie ma żadnych niebezpiecznych zmian. Natomiast coś nie dawało mi spokoju, bo wyczułam pewną zmianę. Byłam za młoda, żeby dostać skierowanie na mammografię, więc ponownie zrobiłam USG. Nie wiedziałam wtedy, że znaczenie ma, na jakim aparacie robi się badanie i kto je ogląda. Zmiana rosła, więc zmieniłam lekarza. Wtedy okazało się, że to rak.
Przeszłam mammografię i szereg innych badań. W pierwszej chwili odmówiono mi leczenia systemowego. Zgodnie z diagnozą miałam przerzuty do węzłów chłonnych pachowych, rak był obustronny. W jednej piersi rak miał stopień zaawansowania G3, w drugiej G2. Nawet nie wiedziałam, co to znaczy.
Stałam się pacjentem wędrownikiem. Z diagnozą raka rozsianego i propozycją leczenia paliatywnego, musiałam zdobyć dokumentację medyczną, która mogłaby wskazywać, że ktoś się pomylił w opisie badań. W ciągu trzech miesięcy odwiedziłam Bydgoszcz, Warszawę, Gliwice, Olsztyn i Gdańsk. Udało mi się znaleźć lekarza w Warszawie, który inaczej opisał moje badanie TK. Napisał, że zmiana może mieć pochodzenia urazowe, ponieważ pięć lat wcześniej przewróciłam się na schodach.
Jestem przykładem, że trzeba drążyć, walczyć o siebie, nie poddawać się.
Dostałam 6 cykli chemioterapii, tzw. czerwonej chemii. Ledwo to przeżyłam, było bardzo ciężko. Chodziłam w międzyczasie do pracy. Po chemii brałam 2-3 dni wolnego, a później pracowałam. Moja sytuacja zawodowa nie zmieniła się, ale wiem, że nie zawsze tak jest. Nie każdy może pracować.
Moje leczenie skończyło się mniej więcej po roku. Miałam też zabieg operacyjny i radioterapię. Teraz od 6 lat jestem na hormonoterapii, która będzie trwała 10 lat, ze względu na to, że choroba była rozsiana do węzłów chłonnych.
Rak bardzo wiele mi zabrał, ale też wiele mi dał. Zmienił moje spojrzenie na działania profilaktyczne. Skończyłam studia podyplomowe na kierunku zarządzania rehabilitacją kompleksową. Jestem teraz członkiem konsylium. Pomagam pacjentkom zorganizować różne zasiłki, inną pomoc oraz przygotowuję plany kompleksowej rehabilitacji. Pacjent dostaje listę z działaniami, datami i kontaktami. Choroba to zmiana w życiu, a wolontariusze pomagają pacjenta przez nią przeprowadzić.