Moje życie się bardzo zmieniło. Zaczęłam dostrzegać małe rzeczy
Diagnoza raka piersi w moim przypadku nastąpiła podczas badania USG, na które wybrałam się zaraz po tym, jak pierś zaczęła mnie boleć. Miałam takie ukłucia w różnych miejscach w piersi, to trwało przez kilka dni, a może nawet i tygodni. Ten ból piersi mnie zmotywował, żeby się zbadać. O diagnozie raka piersi dowiedziałam się 3 miesiące przed 27 urodzinami.
Historia Oli
Diagnoza raka piersi
Jak zareagowała Pani na diagnozę?
Pamiętam, że trochę się do tego przygotowywałam, ponieważ wydawało mi się, że ten wynik będzie zły. Coś mi tak mówiło, a mam dobrą intuicję. Wtedy też mnie nie zawiodła. Tak naprawdę w momencie, kiedy dowiedziałam się o diagnozie, nie byłam jakoś strasznie zszokowana. A może byłam? Pamiętam, że to był dzień po ciężkiej nocy z moim dzieckiem. Przyszłam taka półprzytomna do chirurga, który przekazał mi tę informację. Chyba dopiero później ta wiadomość zaczęła do mnie dochodzić.
Później poczułam się zawiedziona życiem, bo kilka lat wcześniej moja mama zmarła na raka płuc i miałam takie poczucie, że znowu się to wydarzyło. A wydawało mi się, że ten limit zła już został wyczerpany. Całą mamy chorobę byłam przy niej i myślałam, że to już się skończy. Wiedziałam, że mogę kiedyś zachorować, bo w rodzinie mojej mamy był rak, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Byłam mocno zawiedziona, że to już.
Kiedy wyszłam z wynikiem histopatologicznym od lekarza było mi najbardziej szkoda mojego męża, on wtedy płakał. Lekarz nam wtedy powiedział, że rak jest wcześnie wykryty i to jest mała zmiana, więc szanse na wyzdrowienie są ogromne. Ja się tego trzymałam od początku i to mi dawało taką siłę. A mąż? Dla niego to był po prostu kolejny rak. Najpierw mama, później ja i nie wiedział jak to się skończy.
Historia Oli
Reakcja na diagnozę
Co wiedziała Pani o raku piersi w momencie diagnozy?
O raku piersi nie wiedziałam wtedy zupełnie nic, bo w mojej rodzinie ani wśród znajomych nikt nie chorował. Znałam jedynie słowo mastektomia i to tyle. Nie wiedziałam nawet, że są możliwości rekonstrukcji. Byłam pewna, że po prostu kobieta traci pierś i tyle.
Zupełnie nie wiedziałam, że są jakieś podtypy raka piersi. Myślałam po prostu, że to jest rak piersi złośliwy i koniec. Nie miałam żadnego pojęcia, że są odmiany raka, które są łagodniejsze, mają lepsze rokowania.
Historia Oli
Wiedza o raku piersi
Kiedy poznałam diagnozę raka piersi HER2+, czułam, że to coś złego. Ten podtyp raka ma ma troszkę gorsze rokowania, jest bardziej agresywny. Moja onkolog spodziewała się, że prawdopodobnie będzie to HER2+. Wspomniała mi o tym, chociaż miałam nadzieję, że jednak się myli.
Zaraz po diagnozie trafiłam na grupę Amazonek, w internecie. Tam dziewczyny, które były już po leczeniu, opisywały, że żyją po tej diagnozie już kilka, a nawet kilkanaście lat. Były dla mnie naprawdę kopalnią wiedzy. Rozstrzygały moje wątpliwości. Tłumaczyły mi różne zagadnienia i dużo się od nich nauczyłam i dzięki temu ja mogę teraz pomagać innym.
Historia Oli
Znaczenie diagnozy i szukanie informacji
Jak zmieniło się Pani życie po diagnozie?
Moje relacje z bliskimi po diagnozie na pewno się polepszyły. Zarówno z moim mężem, jak i siostrą. Siostra była ze mną cały czas na telefonie i dawała z siebie 100%. Nawet pojechała ze mną na operację w Słupsku. Nie było to dla niej jakimś większym problemem, żeby się spakować, pojechać, wziąć wolne. Zaczęłam bardziej doceniać to, że mam fajnego męża, bo wcześniej on po prostu był. A teraz zaczęłam wierzyć, że on jest naprawdę fajnym człowiekiem.
Moje życie się bardzo zmieniło, bo zaczęłam dostrzegać takie małe rzeczy. Zaczęłam widzieć, że to nie są takie puste slogany, typu: “tu i teraz” albo “żyj chwilą”. Naprawdę zaczęłam tak żyć. Zaczęłam cieszyć się z tego, że jest słońce, że pada deszcz. Nie wiem, czy jest w stanie mnie coś teraz zasmucić. Inni mówią: Boże, pada, tragedia! Nie, to nie jest tragedia. Ja się cieszę, że mogę takie chwile przeżywać.
Diagnoza nie wpłynęła jakoś szczególnie na moje życie, bo prowadzę swoją działalność gospodarczą. W momencie kiedy miałam operację jedną, czy drugą, robiłam sobie dłuższe przerwy. I tak samo było też w przypadku chemioterapii. Kilka dni nie pracowałam, a później jak już nabrałam sił, to wracałam do pracy. Wiadomo, nie robiłam tego w stu procentach, nie pracowałam od rana do nocy, ale na kilka godzin przychodziłam i dawałam radę.
Historia Oli
Życie po diagnozie
Czy potrzebowała Pani wsparcia psychoonkologa?
Podczas mojego leczenia, największym wsparciem byli dla mnie najbliżsi, czyli mój mąż i moja siostra. I oni mi towarzyszyli na każdym etapie leczenia.
Nikt mi nie proponował wsparcia psychoonkologa, ale wydaje mi się, że wtedy tego nie potrzebowałam. Wtedy czułam, że jestem chroniona, bo przechodzę chemioterapię, leczenie celowane. Nie ukrywam jednak, że po zakończonym leczeniu, sama zapisałam się do psychoonkologa. Chodzę do niego aktywnie chodzę co jakiś czas – raz w tygodniu, raz na dwa tygodnie.
Historia Oli
Wsparcie psychoonkologa
Jak bliscy powinni wspierać osoby chore?
Bliscy tak naprawdę znają nas, więc wiedzą, czy mamy ochotę na rozmowę, czy może czujemy się gorzej i wolelibyśmy troszeczkę świętego spokoju. Wydaje mi się, że najważniejsze w tym wszystkim jest czuć, że mamy w nich oparcie i że wzbudzamy ich zainteresowanie.
Historia Oli
Wsparcie bliskich
Co Panią najbardziej motywowało podczas leczenia?
W procesie leczenia, najbardziej motywowała mnie moja rodzina. Motywowały mnie też dziewczyny, które przeszły tę chorobę, czyli właśnie z grupy Amazonek, które poznałam. Wiedziałam, że one po chorobie żyją normalnie, a ja chciałam jak najszybciej do takiego normalnego życia wrócić.
Podczas leczenia najbardziej przytłaczająca była wizja strachu, którego mogli doświadczać moi bliscy. Pamiętam, jak przechodziłam przez chorobę ze swoją mamą. Ten strach był dla mnie paraliżujący. Bałam się, że moi bliscy, tak samo boją się o mnie.
Historia Oli
Motywacja i najtrudniejsze momenty
Czy było Pani trudno mówić o chorobie?
Było mi dosyć trudno mówić o chorobie, dlatego, jak mówiłam o niej, to tylko wtedy, kiedy musiałam. Kiedy coś mi doskwierało, coś mnie bolało, coś mnie martwiło, czy jeśli powstał jakiś problem, który chciałam rozwiązać. Tylko wtedy o tym mówiłam. Starałam się, żyć zupełnie normalnie, żeby ta choroba nie towarzyszyła mi na co dzień.
Historia Oli
Rozmowy o chorobie
Jak wyglądało Pani leczenie?
Moje leczenie rozpoczęło się w kwietniu 2017 roku od operacji oszczędzającej. Później od czerwca do września, miałam chemioterapię, ale byłam także przez rok objęta leczeniem celowanym.
Podczas leczenia najważniejsze jest to, żeby mieć wsparcie, żeby móc się komuś wygadać, wypłakać się. Ważne jest wsparcie bliskich i przyjaciół, a także to, żeby trafić na dobrego onkologa, któremu będzie się wierzyło w stu procentach. Onkolog powinien dawać nadzieję na wyjście z tej choroby, aby wizyty nie kończyły się płaczem, a raczej motywowały i dawały mi wiarę, że pokonam tą chorobę.
Wydaje mi się, że podczas leczenia nie brakowało mi niczego, bo trafiłam na fajnego lekarza, miałam wsparcie w najbliższych. Towarzyszyło mi poczucie, że jestem dobrze leczona i otrzymuję wszystko, na co cały system może mi pozwolić.
Jak Pani bliscy zareagowali na diagnozę?
Moi bliscy niezbyt dobrze zareagowali na diagnozę. Pamiętam płacz mojego męża na korytarzu. Pamiętam, jak przekazałam tę informację mojej siostrze. Na początku powiedziałam, że jest dobrze, ale ona wiedziała, czuła że tak nie jest. Poprawiłam się i przekazałam, że niestety wyszedł rak. Mówiłam jej to przez telefon i słyszałam, że płacze. Nie była w stanie ze mną rozmawiać i musiała się rozłączyć.
Historia Oli
Reakcja bliskich